Drogi Czytelniku!
Zanim zaczniesz oglądać moje zdjęcia lub czytać mój blog, przeczytaj:
Kilka słów o mnie…
Mój blog zawiera relacje z niektórych naszych wypraw po świecie. Od pewnego czasu staram się spisywać na gorąco swoje spostrzeżenia i wspomnienia, gdyż uświadomiłem sobie, jak szybko nowe wrażenia zastępują stare, a te stare stopniowo bledną, stają się rozmyte i niewyraźne. Jak rękopisy sprzed lat – papier żółknie i ciemnieje, atrament blaknie… niektórych miejsc w ogóle nie sposób już odczytać. Z pewnym zaskoczeniem zdałem sobie sprawę, że z niektórych naszych starszych wycieczek nie jestem już w stanie spisać szczegółowej historii, mimo iż dysponuję przecież bogatą dokumentacją fotograficzną. To jeszcze bardziej zmotywowało mnie do opisywania swoich przeżyć w niedługim czasie po powrocie do domu z co ciekawszych miejsc, które mieliśmy możliwość odwiedzić.
Zastrzegam, że w moich wpisach zawarłem wyłącznie moje całkowicie subiektywne poglądy i spostrzeżenia i nie jest moim celem przekonywanie do nich kogokolwiek. Mówiąc krótko: „myślta, co chceta”. Staram się też unikać przekazywania informacji ogólnych, gdyż nie mam zamiaru pisać przewodników turystycznych – inni robią to lepiej ode mnie. Są to moje osobiste relacje. Nie mogę też wziąć pełnej odpowiedzialności za przekazane fakty – większość z nich pochodzi od naszych przewodników i choć staram się je weryfikować, to mogą zdarzyć się nieścisłości, czy wręcz nieprawdziwe informacje. Dodatkowo cechuję się zupełnie nieszablonowym podejściem do różnych tematów, nonkonformizmem, kompletną obojętnością na poprawność polityczną, jestem do szpiku kości pragmatykiem i zaciekłym wrogiem jakichkolwiek ideologii. Nie uznaję żadnych autorytetów (bo na żadne nie mogę w dzisiejszych czasach natrafić) i generalnie od podstawówki byłem outsiderem z poważnymi dysfunkcjami społecznymi. Ze wszystkich powyższych cech jestem bardzo dumny.
… i kilka słów o moich zdjęciach
Był koniec roku 1998, kiedy udało mi się zdobyć pierwszy w życiu cyfrowy aparat fotograficzny. W odniesieniu nawet do najprymitywniejszych, dzisiejszych aparatów miał się… nijak. Byle jakim współczesnym telefonem można zrobić zdjęcia o dziesięć klas lepsze. Jednak wtedy Casio QV5000SX to było prawdziwe cacko i szczyt techniki. A już szczególnie w Polsce. Zdjęcia były fatalnej jakości, ale wprowadzały nową jakość – można było uwolnić się od kliszy, ciemni, zakładów fotograficznych i robić wszystko samemu. Robienie zdjęć stało się darmowe, a gromadzić można je było we własnym komputerze. Moja przygoda z fotografią zaczęła się w ten sposób – poprzez sprzęt, który dawał mi pewną wolność. Wcześniej moje zainteresowanie utrwalaniem obrazów było niewielkie. Proces był zbyt skomplikowany, a i w młodszym wieku mniejszą wagę przykłada się do utrwalania chwil swojego życia. Wydaje się, że pamięć jest wieczna, a przyszłość niesie tyle nowych wrażeń, że przeszłość jest tylko zbędnym balastem… Teraz wiem, że wraz z wiekiem te proporcje stopniowo się zmieniają.
Od czasu tamtego Casio przeszło przez moje ręce mnóstwo aparatów: od prostych kompaktów, po profesjonalne lustrzanki cyfrowe z plecakami pełnymi obiektywów. Przez lata nosiłem na plecach nie mniej, jak 10kg sprzętu, żeby zawsze być przygotowanym na różne sytuacje zdjęciowe. Jednak wydaje mi się, że także ten okres fascynacji sprzętem już minął. Nie jestem zawodowym fotografem, nie jestem nawet z grubsza profesjonalistą. Mogę się określić, jako amatora-pasjonata. Oczywiście przeczytałem mnóstwo mądrych książek i publikacji, które pozwoliły mi znacząco podnieść moje umiejętności, jednak jest to głównie wiedza techniczna i warsztatowa. Fotografia artystyczna (przez duże „A”) zawsze jakoś mi się wymykała. Pewnie dlatego, że jestem zdeklarowanym technokratą i nie potrafię wystarczająco daleko oderwać się od sprzętu i techniki. Artystyczna kreatywność wysokich lotów to zupełnie nie moja działka. Mimo tych własnych ograniczeń, staram się dokumentować swoje życie odmierzane wyprawami w dalekie i bliskie zakątki świata. Artystą nie jestem, cechuję się jednak pewną wrażliwością na otaczające piękno przyrody i krajobrazu. Przez lata nauczyłem się widzieć ciekawy kadr w otaczającej rzeczywistości. Czasem w dziwnych miejscach i okolicznościach nagle podnoszę do oka aparat, żeby uwiecznić coś, co wydaje mi się warte zachowania. Trzeba uświadomić sobie, że aparat wycina jedynie fragment rzeczywistości. Dzięki temu nawet w wyjątkowo paskudnym otoczeniu można zrobić zdjęcie czegoś pięknego. Czasem się udaje, czasem nie…
Mam nadzieję, że czas poświęcony na czytanie mojego bloga i oglądanie zdjęć nie będzie czasem zmarnowanym.
Autor nad rzeką Maha Oya na Srilance. Luty 2009.
P.S.
W ostatnim czasie włożyłem trochę pracy, żeby uatrakcyjnić formę mojego bloga. Przeniosłem całość do platformy WordPress, dołożyłem mapki i elementy multimedialne. Czekam na ewentualne uwagi blog@sydor.net.pl.
Poniższa mapka przedstawia co dalsze i ciekawsze z naszych wyjazdów. Gołym okiem widać, że jest jeszcze gdzie jeździć…